05.10.2018, 17:05 – ruszam do Toronto, na kilkudniową wycieczkę ze znajomymi. Po minimalnie opóźnionym starcie, kapitan Wrona zafundował nam rundkę wokół Warszawy, gdzie nawrót robiliśmy dokładnie nad Wilanowem. Widziałem z pięknej perspektywy nie tylko charakterystyczną Świątynię Opatrzności, ale i budynek, w którym mieszka Mateusz. Gdybym miał nieco więcej czasu, mógłbym nawet sprawdzić, czy Wasz hamak na balkonie akurat jest rozwieszony 🙂

Sam lot przebiegł w miłej atmosferze, porobiłem trochę rzeczy na komputerze, edytowałem finalnie pierwszy rozdział książki „USA na własną rękę”, pojadłem… Mieliśmy super catering, z kilkoma drobnymi niespodziankami. Super. Tylko szkoda, że obok nie było Marty, juz drugi raz z rzędu… 🙁 Ale już za dwa tygodnie razem ruszamy na podbój drugiego krańca świata, więc czasem myślami wracałem do wspólnej podróży i czas mijał bardzo fajnie. Tymczasem wieczorem wylądowaliśmy nieco bliżej Polski – w Toronto.

Pierwsze kroki skierowaliśmy do wypożyczalni samochodów, by (jak łatwo się domyślić) wypożyczyć samochód. A nawet dwa, bo grupa liczy 8 osób. Niestety, samochodów brak. Do hostelu zajechaliśmy uberem. Na miejscu troszkę integracji, pokera i tak dalej, żeby po niespełna 4 godzinach snu wstać na zwiedzanie Niagary. W sumie wstaliśmy jeszcze wcześniej i zaliczyliśmy przed śniadaniem sklep 24h – alkoholi nie sprzedawali, ale syrop klonowy – tak! 🙂

O 9:30 autobusem z centrum Toronto, w deszczowej pogodzie, ruszyliśmy nad Niagara Falls. Po niemal dwóch godzinach drogi dojechaliśmy na miejsce. Wodospad mimo pochmurnej pogody robił wrażenie, zwłaszcza z bliska. Impet wody jest naprawdę potężny i głośny. Po powrocie trochę się pointegrowaliśmy na mieście, a do hostelu wróciliśmy w środku nocy. Kolejnego ranka kolejne tosty na śniadanie, szybki spacer do Chinatown, a następnie już w większym gronie – nad jezioro i po centrum Toronto. Chwilę temu wróciliśmy do hostelu po bagaże. Jeszcze udało się wejść do centrum handlowego The Hudson Bay Company z potężną historią, ekstremalnie ważną dla Kanady… Bardzo się cieszę! Za kilka godzin ruszamy w drogę powrotną do Polski. Lądujemy jutro o 9 rano.

Gorąco pozdrawiam. 🙂

 

Autorzy:Łukasz

Komentarze

Dodaj komentarz

Array