Dziś cały dzień się pakowaliśmy. Z pewnymi problemami, ale finalnie jakoś się w miarę udało. Kurtka poleciała do kosza, bo i tak potrzebna mi nowa… Nieważne. Jesteśmy już na lotnisku, wcześniej zjedliśmy pożegnalnego burgera w IN’N’OUT, mamy też pożegnalne słodycze do samolotu… choć już myślimy jakby tu możliwie szybko wrócić. Los Angeles jest moim drugim domem, bez dwóch zdań. Z Ivanem już liczymy dni do kolejnego roku, bo planuje nas odwiedzić w Polsce. Być może na dłużej, niż tylko parę tygodni.
Wracamy do kraju. Pierwszy lot to AY5784, drugi – BA850. W Warszawie powinniśmy być o 18:45 w niedzielę. Jeśli zdążymy na pociąg, to do Krakowa zajedziemy koło północy. Jeśli nie, to nad ranem i do pracy pójdę niemal prosto z peronu. 🙂 ale może się uda… oby.
Odezwiemy się po przylocie. Napiszę też coś w poniedziałek na bloga. Przed nami 16 godzin lotów i kilka dodatkowych w pociągu…
Do zobaczenia! Jeszcze tu wrócimy.
Najnowsze wpisy: