Wczoraj po raz pierwszy widzieliśmy kangury. W sumie osiem. Wszystkie w nocy, gdy jechaliśmy na kolejny nocleg. Dwa z nich chciały popisać się jak szybko skaczą przed maską samochodu. Inne mijaliśmy na pasie awaryjnym lub obok drogi… Na szczęście na dźwięk klaksonu i po chwili niepotrzebnego namysłu uciekają i nic złego nikomu się nie stało. Ale inni tyle szczęścia nie mieli. Dzisiaj z Martą liczyliśmy ile trupów mijamy na drodze. Pewnie w życiu nie zgadlibyście jak przedstawiają się nasze statystyki. Średnio 900 martwych kangurów na godzinę. Przypada 8,2 kangura na każdy przejechany dziś kilometr. Było ich naprawdę pełno. Mamy filmik pokazujący jedno z naszych minutowych wyliczeń… Dobrze, że na dzisiejszym odcinku trasy ograniczenie prędkości wynosiło 110km/h a nie 130 lub bez limitu jak wcześniej 😀 Australia…
Wczoraj brakło nam paliwa. Zmieniliśmy trochę trasę i postanowiliśmy skrócić ją nieco aby mieć potem jeden dzień ekstra na plażowanie. Pojechaliśmy więc 450km dalej niż planowo. Niestety paliwo było przez to wyliczone co do litra, których potem okazało się za mało. Do stacji mieliśmy kilkaset kilometrów. Nagraliśmy jak silnik przestaje pracować na jakieś 5 przed BP i tuż przed ich znakiem-reklamą. Na szczęście kanister był pełny więc nie było problemów. W między czasie przejeżdżał Road Train, którego kierowca z daleka nas widział i po długim, wolnym hamowaniu – zatrzymał się by spytać czy na pewno wszystko ok 🙂
Z rana wyjechaliśmy do Mt. Isa, następnie dalej przed siebie aż do australijskiej wersji polskiego Krasiejowa. Dinozaury, parki tematyczne i super jezioro z darmowymi grillami obok. Tosty z jajkiem sadzonym, serem i salami – mniam. Nasze ulubione danie na wyjeździe. Był też prysznic. Wyjechaliśmy znad jeziorka i po dwóch godzinach piliśmy tutejsze piwo w przydrożnym pubie w miasteczku Prairie. Właściciel zrobił na swojej działce pole namiotowe i każdy kto się u niego napije, może zostać na noc za darmo.
Jutro kończy się Outback a zaczynają lasy tropikalne nad oceanem. Damy znać co i jak naszym wieczorem.
PS.: Śpimy w niesamowicie spokojnym miejscu. Chodzą sarny, kręci się wiatrak a nad pustą drogą wisi Krzyż Południa. Udało się go uwiecznić na lustrzance.
Najnowsze wpisy:
m.
12 września, 2015Ale macie przygody… 😀 Dobrze, że ten kanister mieliście ze sobą.
A ja wczoraj podczas sprzątania widziałem ogromnego pająka! Na szczęście już nie żył 😀
lukaszsidek
13 września, 2015ja póki co dużych nie widzę 🙂
B.M.
12 września, 2015A na strychu mamy chyba MYSZ!!!!! 🙁 Wiec jak widzicie w tej Waszej Australii chyba bezpieczniej….
Ale dzień mieliście pełen wrażeń i przygód 🙂
Pozdrawiamy, papa
lukaszsidek
13 września, 2015wy tam macie myszy, pająki… a tu jak na razie nic strasznego 🙂 ale spokojnie, stolica pająków – Sydney – przed nami
EB
12 września, 2015Wiem, że nic Was nie zaskoczy, jesteście przecież super przygotowani do wyprawy. Dalszych wspaniałych przygód. Pozdrawiam papapa
lukaszsidek
13 września, 2015Dziękujemy!! 🙂
Kasia
12 września, 2015Biedne kangury…. Uważajcie na siebie Msie!:**
lukaszsidek
13 września, 2015ale te żywe pozdrowiłem wszystkie 😀