Wczoraj po nocnym zwiedzaniu San Diego zjechaliśmy na rest area. Spaliśmy aż 6 godzin, dziwnie czując się na publicznym parkingu w sportowym kabriolecie.

Nad ranem podążaliśmy w stronę Los Angeles, na północ. Bramy obserwatorium Griffitha były w środku nocy zamknięte, więc po prostu bez większego celu jeździliśmy po okolicy. Widziałem dawny dom Marka Hoppusa (basista blink-182) na wzgórzach Beverly Hills. Następnie Hollywood, Santa Monica Beach i legendarne pączki Randy’s. Ok. 10:30 odlatywaliśmy do Meksyku.

Po wylądowaniu na ponad godzinę przyblokowała nas kolejka na granicy. Wszystko jednak poszło w porządku, Ivan ze swoim wujkiem nas odebrali i tak jesteśmy już na miejscu. Po drodze pojechaliśmy kupić zapas piwa, a sprzedawca dał nam pokaźną zniżkę, bo podobało mu się że w taki sposób poznajemy Meksyk! W domu rodzina przywitała nas nieostrą potrawą, aby przyzwyczajać nas do nowych smaków stopniowo 🙂 Teraz, gdy po piwku wybieramy się do spania, po drugiej stronie ulicy sąsiad Ivana bawi się do meksykańskiej muzyki (aktualnie meksykańskiej wersji piosenki Presleya).

Do jutra!

Autorzy:Łukasz

Komentarze

Dodaj komentarz