Wczoraj zaczęliśmy zwiedzanie od Melbourne, które było niesamowite. Oglądałem sam, bo Marta pilnowała plecaków gdy ja szukałem punktu sprzedaży kart SIM do telefonu. Taki czysty i zadbany Manhattan z jednym stylem wieżowców. Magia!
Potem wyjechaliśmy naszym JUCY – zielonym mini campervanem. Najpierw na Albert Park. Pół okrążenia i rekord świata ustanowiony. Autostradami, zwykłymi drogami a nawet deszczowym lasem tropikalnym powoli dojeżdżaliśmy pod latarnię morską – nie byle jaką, bo najstarszą nadal używaną na terytorium kontynentu! Tutaj chcieliśmy zrobić hot dogi ale tak wiało, że kuchenka ledwo dawała radę. Ale w końcu dała i wreszcie zjedliśmy coś pożywnego.
Po pierwszym dniu zadziwiła roślinność (jeździliśmy obok palm, paproci, wysokich drzew eukaliptusowych…) i śpiew ptaków. Czujemy się jak w filmach przyrodniczych!
Dziś z rana wyruszyliśmy nad ocean, oglądać Dwunastu Apostołów – formacje skalne w wodzie. Niesamowite to wszystko. Podobnie czuliśmy się tylko w Kanionie. Następnie trochę jeżdżenia i dotarliśmy do Robe. Jemy rybę, bo jest w kosmicznie niskiej cenie i u prawdziwego rybaka! 😀
Zaraz jedziemy spać. Jutro odezwiemy się o podobnej porze . Papa 🙂
PS.: Nadal bez pająków… Jedynie sieci. I znaki ostrzegawcze, aby uważać na węże. Mocno stąpamy butami!
Najnowsze wpisy:
Kasia
4 września, 2015Ech niesamowicie to brzmi, Łuki nie będzie pająków, trzymam kciuki zeby węże tez nie pojawiały sie zbyt często! Buziaki:*