O 4:56 ruszał autobus do Tokio. Gospodarz zrobił PYSZNE kulki ryżowe zawinięte w wodorosty, z warzywami i sosem sojowym w środku. I czymś jeszcze, ale nie zdradził z czym mówiąc, że to jego tajemnica. Zdjęcia kulek pod postem. Mniam 🙂

Niestety przez korki w swego czasu największym mieście świata spóźniliśmy się na pociąg, przez co wyjechaliśmy godzinę później.

Pierwsze wrażenie, jeszcze w trakcie ustawiania się do kolejki: Niesamowicie dbają o czystość. Specjalny zespół w 10 minut doprowadza każdy pociąg do stanu ideału. Wow. Po wejściu: Miejsce na nogi. Można tańczyć, jeśli ktoś lubi! Ja leżałem z nogami wyprostowanymi na 100%, i to w drugiej klasie! Co jest w pierwszej…??

Mimo, że najwolniejsza wersja, to jednak prędkość 271km/h (wg GPS w Nokii) powinna powalać. I nas powaliła. Masakra. Ciężko mi o jakieś równie dosadne i ładnie brzmiące słowo. Film z jazdy (nieco ponad 250km/h) dostępny tu:

Następnie Kioto. Bardzo urokliwe, bo zachowane w idealnym stanie od lat. Zero amerykańskich bomb, zero masowych pożarów… Piękne. Ale drogie (choć zależy gdzie) i mega zatłoczone… Niesamowicie głośno i momentami aż nieprzyjemnie. Mimo to świątynie i miejsca kultu robią nieziemskie wrażenie. Zjedliśmy ciekawą w smaku kluskę (jakby na parze), idąc do jednego z Buddyjskich skarbów, a na kolację japońskie danie: Krewetki (smażone), pyszna zupa, ryż z warzywami i deser. Cena mimo genialnej lokalizacji – jak w knajpce sushi w Krakowie. Bardzo rozsądna! Zdjęcie również załączam. To, co nas zaskoczyło to ilość gejszy. Niestety wszystkie przebrane, bo za kilkadziesiąt dolarów można wypożyczyć strój.

Nie ma zdjęć świątyń, bo te fotografowaliśmy na lustrzance i zwyczajnie nie myśleliśmy o telefonie… Za to jest zdjęcie Marty ze statywem i nową sukienką w centrum! I kilka innych w nocy.

Na dziś to tyle. Idziemy spać. Pozdrawiamy serdecznie, być może jutro da radę się spotkać na Skypie około 16? 🙂

PS.: Dzięki za życzenia!

Autorzy: Marta i Łukasz

Komentarze

Dodaj komentarz