Loty minęły nam nadzwyczaj szybko, mimo podróży w środkowym rzędzie przez paręnaście godzin. Warszawskie lotnisko jak zawsze spisało się najlepiej ze wszystkich i w 20 minut po przylocie byliśmy już w drodze na dworzec. Spotkaliśmy Mateusza, wymieniliśmy się konsumpcyjnymi podarunkami, ale niestety nie udało się nam pobyć razem trochę dłużej… Po pół godziny TLK zabrało nas do Krakowa, gdzie perony powitaliśmy przed północą. Odebrała nas Ewa z Marianem, trochę się jeszcze rozpakowywaliśmy i tak na spanie czas przyszedł gdzieś między drugą a trzecią.
W Polsce nastrój nieco bardziej przytłaczający, chłodny i mroźny. Ale jak to Abdiel stwierdził, trzeba tu posiedzieć i pobudować wspólnie gospodarkę, bo każdy jest potrzebny, żeby coraz więcej z nas mogło swobodniej latać po świecie. 🙂 Tylko co to będzie w przyszłości…? Już teraz pół Meksyku i jeszcze większa część LA mówi „po naszemu”!
Do następnego.
Najnowsze wpisy:
mm
27 listopada, 2017A już chciałem zmieniać ustawienia galerii… 🙂 Witamy w Polsce!
Bajgiel zjedzony. Był przepyszny!