Ostatni pełny dzień wyprawy. Rozpoczęliśmy go od zakupów, choć tutejszy, oryginalny Czarny Piątek nie zachwycił nas szczególnie. Co nieco kupiliśmy, ale już bez obezwładniającego szaleństwa. 🙂
Popołudnie spędziliśmy na plaży. Znajdowała się pomiędzy Santa Monica, a Malibu, przy Pacific Palisades. Z niej znów mogliśmy podziwiać wybrzeże z innej perspektywy, już chyba ostatniej możliwej. Woda zimna, lecz wciąż do wytrzymania. Za to fale niesamowicie silne i momentami bardzo wysokie, więc radocha z kąpieli nie do opisania! Przy zachodzie słońca spacerem zawędrowaliśmy na molo w Santa Monica, gdzie zjedliśmy ciacho, o którym Marta rozmyśla od 2013 roku. Z truskawkami. Pyszne! Zaopatrzyliśmy się też w pamiątki z krańca drogi 66, którą biegł sam Forrest Gump. Bardzo fajnie udało się nam pożegnać wybrzeże…
Wieczorem po drodze do domu wyskoczyliśmy jeszcze na burgera i do legendarnego sklepu z używanymi płytami, ogromnego. Kilka osób z personelu uczestniczyło ze mną w dyskusji, czy autografy na jednym z albumów Blinka są autentyczne, czy nie. Kupiłem kilka płyt, a następnie po kilkusekundowym spotkaniu z tutejszym świrem na ulicy, wizycie w jeszcze jednym sklepie i przejażdżce metrem, dotarliśmy do mieszkania.
Jutro pakowanie, ostatnie burgery i wylot wieczorem. Napiszemy z lotniska! 🙂
Najnowsze wpisy: