Dwa dni temu się najeździliśmy, a raczej napływaliśmy. Zaczęło się od przejazdu do dzielnicy Parramatta – szukałem butów, ale nie było. Następnie centrum Sydney, a stamtąd prom na Watsons Bay. Zatoczka znana z ekskluzywnych domów, jachcików i ślicznej panoramy miasta. Płynęliśmy szybkim katamaranem – wszystko na bilecie miejskim. Po powrocie do centrum weszliśmy na pokład kolejnego promu, tym razem ogromnego i nieco starszawego, ale za to z kawiarenką i śmiesznym sprzedawcą na pokładzie. Pół godziny na wodzie i dopłynęliśmy do dzielnicy Manly. Byliśmy tam dzień wcześniej, ale nie znaleźliśmy nigdzie takich fajnych pamiątek jak tam, więc trzeba było wrócić. Potem odwiedziliśmy siostrę pani Teresy i jej córeczkę Oliwię. Mieszkają w dzielnicy dawniej popularnej wśród Polaków. Słyszeliśmy dwóch w sklepie z hinduskim jedzeniem na wynos.
Wczoraj rano musieliśmy na dobre się spakować. Kilka niepotrzebnych rzeczy wylądowało w koszu, ale za to pamiątki się zmieściły. Posprzątaliśmy po sobie pokój, zjedliśmy libański obiad, pożegnaliśmy się z Krzysztofem i Tomkiem… no i wyruszyliśmy do centrum, z plecakami. Udało się jeszcze zobaczyć Chinatown, ale wciąż wielu miejsc nie widzieliśmy. Musimy więc wrócić tu jak najszybciej! 🙂 i na pewno wrócimy, bo jest cudownie.
Od 20:30 jechaliśmy nocnym pociągiem do Melbourne. 11 godzin później dotarliśmy na miejsce. Ostatni punkt wyprawy, niestety. Zaczęliśmy od poznania gospodarza. Będziemy spać na 37. piętrze. Facet to chyba jakiś narkoman albo hipis, ale zabawny i dał nam już klucze.
Zwiedzaliśmy centrum i przede wszystkim Albert Park. Wow.
Najnowsze wpisy:
EB
30 września, 2015Cieszę się, że tak bardzo się Wam podoba na antypodach, ale jeszcze bardziej cieszę się z tego ,że niedługo się zobaczymy. Uściski i pozdrowienia. Pa!
f1seazon
30 września, 2015Bardzo fajne zdjęcia 😀 😀 Szczególnie cztery ostatnie!