Dzis dobiegl konca najciezszy okres na kampie. Prawie 80 dzieciakow odjechalo do domkow. Dalo sie poczuc lekkie przeludnienie. Za tydzien bedzie juz niemalze ´pusto´. Krzysio pozyczyl kamere GoPro od Floriana – Austriaka, studiujacego tymczasowo w Polsce, dzieki czemu nagralismy kilka fajnych klipow z pracy. Ustawilismy kamere w kilku miejscach i zostawilismy na czas np. wydawania posilku. W domu wszystko przyspiesze i bedzie ciekawie 😀

Aktualnie siedze sobie sam w Lou´s Barn, sluchajac MGMT, Time To Pretend. Oprocz tego kilkadziesiat utworow, ktore juz do konca zycia beda mi sie kojarzyly z kuchnia na kampie, bo sluchamy ich bez przerwy. Jestem tu sam, bo Marta jutro pracuje, a ja chcialem zrobic sobie porzadek na dysku, przeslac muzyke, posprawdzac cos na nasza wycieczke i napisac posta na blogu… Aha… No i kolo lozka mialem brzydkiego pajaka. 😀

Ogladalem sobie zdjecia z zeszlego tygodnia i wyjatkowo duzo mamy ich znad oceanu. Bylismy tam z Marta chyba trzy lub cztery razy w ciagu dwoch dni. Trzeba przyznac, ze wyglada swietnie o kazdej porze dnia. Niezwykle sa przyplywy i odplywy. Woda oddala sie o kilkanascie metrow, dzieki czemu na powierzchnie ´wychodza´ skaly i tysiace muszli. Wszystko w czasie zaledwie godziny, moze dwoch. Jak slucham piosenek, to juz uszy daja mi znac, ze chyba niesamwicie bede tesknil za atmosfera tutaj… Jest tak nietypowo. Nie jest super-przyjemnie, ani super-kolorowo, mielismy kilka sprzeczek w kuchni, ale w sumie niesamowicie spotkac 9 ludzi, ktorzy sa tak niewyobrazalnie rozni, a jednoczesnie bardziej podobni do mnie, niz 99 procent tych, ktorych poznalem w Polsce.

Juz wiem, ze wybor wloskiego byl bledem… Dzieki Meksykanom czuje, ze umiem wiecej po hiszpansku. Bynajmniej jesli chodzi o obrazanie wszystkich wokol. Oni tez sa niezli. Alonso i jego polska wiazanka moze powalic i Pazure, i Linde w najlepszym z ich filmow. Jeden z Meksykanow ma nowa dziewczyne – ze Slowacji. Tak sie zloyzlo, ze tez z kitchen staff. Jon od samego poczatku jest nieziemski. Wyjatkowo przyjacielski czlowiek. Dla wspolpracownikow – do rany przyloz, dla dzieciakow…:
– Dziecko, dzisiaj: Przepraszam, macie moze wiecej masla?
– Jon: Nie wchodz tu, dopiero wycieralem! Popatrz wokol siebie!… (Do mnie: Kurwa…)

– Inne dziecko, jakis czas temu: Moge prosic ciastko?
– Jon: wkurzone oczy, bierze ciastko, rzuca dzieciakowi z odleglosci kilku metrow. Maly nie wiedzial czy ma to ciastko zbierac z lady, czy lepiej poprosic kogos innego o nowe.

Oprocz dzieci, ktore przeszkadzaja mu akurat w pracy, nie wiedzialem zeby sie wkurzyl na kogokolwiek. Najbardziej pokojowy czlowiek na swiecie. To tez slychac po muzyce, jakiej slucha 😀

Co tam jeszcze… Jutro byc moze wybiore sie z Alonso na golfa, z Marta w poniedizalek nie da rady niestety… Wybieramy sie zamiast tego do Bar Harbor, z szefem i Krzyskiem. Kupimy sobie chomarka.
W zeszlym tygodniu raz zostalismy z Marta w Lou´s Barn na noc, zobaczyc film o Waszyngotnie. Nad ranem, okolo 5:30, gdy wracalismy do swoich kabin, zerknelismy na jezioro i obudzil nas widok mgly nad jeziorem. Wygladalo to tak, jakby woda parowala. Rewelacja. Poza tym zamowilismy przejsciowke, ktora zmienia prad z ´zapalniczki´ samochodowej na normalna wtyczke, wiec bedziemy mogli ladowac laptopa Rolanda, zgrywac zdjecia, podpiac telefon, czy aparat. Dosc droga zabawka, bo kosztowala nas okolo 85zl, ale jesli zadziala to warto. Dodatkowo mamy wejscie USB.

Kolejnym plusem kampu jest fakt, ze w polowie Europy mam jakies znajomosci. Chcemy sie z Marta kiedys wybrac na Wegry. Mamy nocleg w stolicy, pod granica z Chorwacja oraz w miescie nad Balatonem, wpisanym na liste ´miejsc, ktore trzba zobaczyc przed smiercia´.

Caly czas mysle, co jeszcze moglbym napisac… Teraz sciagam Sniadanie u Tiffanyego 😀 Jutro sobie z Marta zobacze, gdy skonczy prace. Z newsow od Marty, to dzisiaj miala dola, bo pracowala sama i troche sie walilo, ale pozniej wypogodniala i zaczela sie usmiechac. Ja nie mialem tu takiego prawdziwego dola, ale czasem mam ochote wywalic sie na srodku kuchni, wszysktkich olac i spac. Na szczescie i nie szczescie wspopracownikow, wiem ze oni czuja sie czesto tak samo. Nie wazne czy szef, czy nie, ostatnie dwa tygodnie byly zwariowane dla wszystkich. Od jutra wszyscy powinni miec latwiej. I Glenn, i ekipa z kuchni, i Marta z Timmi, i ja… szczegolnie ja, bo mam dzien wolny. 😀

Przepraszam, za tak porozrzucany temtycznie i nieuporzadkowany wpis.

Dobranoc… Milego dnia.

Autorzy:Łukasz

Komentarze

  1. Camp Counselor or Support Staff? | Na Campie
    15 października, 2013

    […] https://nacampie.wordpress.com/2013/07/28/the-ocean-all-the-time-and-again-and-again/ […]

Dodaj komentarz