The very last day… Wczoraj szef zrobił nam specjalną kolację: najbardziej wyszukaną na jakiej byłem! 4-daniowa, z szampanem, krewetkami, stekami, kurczakiem, ryżem, zupą, przystawkami i najlepszym sernikiem świata – z czekoladą w środku, orzechami na zewnątrz i potężna dawką toffi! Mniam…
Dziś już ostatni dzień w kuchni. Wieczorem kolejny stek, a nad ranem Arpan zawozi mnie i Marte na autobus, bo jako jedyni jedziemy do Nowego Jorku i nie mamy połączenia po południu.
Fajnie było 🙂
Najnowsze wpisy: